Świta.
Słońce ospale wyłania się zza linii wysokich sosen i świerków. W ich koronach zaczynają świergotać pierwsze ptaki, zrzucając na moją głowę pióra, puch i niepotrzebne resztki gniazd.
A ja mimo to idę, trzymając w ręku garść jagód i malin. Zanim zdążam się zorientować, co się dzieję, zostaję schwycony przez kogoś, a może przez coś i mocno przeciągnięty po ziemi.
-Puść mnie! - krzyczę, gdy stworzenie uderza mną o duży korzeń drzewa. W bezradności oglądam się dookoła i wreszcie dostrzegam swoją szansę - wąską, ale za to mocno osadzoną brzozę, którą, sądząc po tempie marszu porywacza, powinniśmy minąć za kilkanaście sekund.
Napinam więc wszystkie mięśnie, wytężam zmysł wzroku, aby w szarówce spostrzec swój cel na czas.
-Nie myślisz chyba, że tak łatwo się poddam - warczę do COSIA z chytrym uśmiechem, kiedy jesteśmy dwa metry od drzewa. Bez namysłu wyciągam się i celnie ląduje na pniu brzozy. Udaje mi się oswobodzić z uścisku natarczywego wrzodu.
-Pójdź po dobroci! - dziwnie spokojny głos stwora zbija mnie z tropu. Co jeszcze bardziej mnie rozprasza? Fakt, że to COŚ ma rogi...
-Jezu Chryste, Matko Przenajświętsza! - rzucam się do szaleńczego biegu, wymachując rękoma i kodując w głowie kolejne wyróżniki ów terenu. Biegnę, potykając się o własne nogi i wrzeszcząc bliżej niezrozumiałe słowa.
-Stój! - irytujący prześladowca zadziwiająco szybko mnie dogania i mocno chwyta za ramię. Zahaczam nogą o... kopyto! Słabo mi. Może się czegoś nawdychałem? Ale zaraz! Przecież ja sam jestem "inny", a jakiemuś stworzonku zabraniam być. Jestem egoistyczny.
-Czemu mnie gonisz, a właściwie goniłeś? - pytam, gdy opanowuję tętno, które jeszcze chwilę temu wynosiło nawet sto dwadzieścia na minutę, i oddech. Ciężko zaciągam się powietrzem, jakbym nagle stracił jedno płuco.
-Poczułem twoją boską część... - tłumaczy, dużo gestykulując. Pomimo początkowego zapału szybko traci go, widząc moją obojętność. - Słuchasz mnie w ogóle? - to prawda, wyłączyłem się zupełnie i nie dociera do mnie żadne słowo nowego znajomego.
-Co to jest? - odpowiadam pytaniem na pytanie, zauważając coś za kępą drzew. Odpijam się od powalonego pnia, na którym jeszcze chwilę siedziałem, a już po chwili kłuję się igłami świerków. Wytrzeszczam oczy, kiedy wreszcie dostrzegam tajemniczą rzecz w całej swej okazałości - ogromny, wyraźnie robiony ręcznie łuk z napisem u góry "Half Blood Camp". Co to znaczy?
-Witamy w Obozie Półkrwi. Tu chciałeś trafić, prawda? - pyta faun, jak sądzę po owłosionych nogach, podchodząc bliżej.
-Chyba - mówię obojętnie, wciąż nieco zszokowany wielkością wrót.
-A chcesz wejść do naszego światka? - zadaje kolejne pytanie, opierając swoją dłoń na moim ramieniu. Delikatnie ją strącam.
-Jeżeli nie jest zwichrowany tak samo jak ty, to dlaczego nie - wzruszam ramionami, przekraczając linię wyznaczoną kamieniami u stóp łuku.
-Spodoba ci się, ale nie obiecuję, że będziesz normalny po skończeniu 18 lat - prycha, biegnąc przed siebie i oczywiście zostawiając mnie samego. Najlepiej jest pozostawić nowego samemu sobie i zająć się własnymi sprawami. Zanim się orientuję, wpadam na kogoś.
-Auć... - miauczy zgnieciony przeze mnie człowiek, leżąc na ziemi.
-Wybacz - podaję rękę dziewczynie.
Ktoś normalny - obija się o moją myśl.
-Jesteś cała? - pytam, przeczesując włosy z wyraźnie wymalowanym zmieszaniem na twarzy w postaci purpurowych rumieńców. Skóra mnie pali.
-Taaa... - otrzepuje się, mówiąc z wyrzutem. - Coś za jeden? - patrzę po sylwetce poszkodowanej. Zwyczajna, może w moim wieku, o gęstych, brązowych lokach wijących się wokół jej twarzy niczym węże, które zaraz zamierzają mnie zabić swoją śmiercionośną trucizną.
-Oscar - odpowiadam szybko, jednak widząc niecierpliwy wzrok nieznajomej dodaję - syn Ateny.
-Eh... Chodź - wskazuję dłonią na rozświetloną dolinę przed nami. Słońce, już zawieszone wysoko na nieboskłonie, oświetla i barwi wszystko wokół na odcienie czerwieni i żółci.
-Jak masz na imię? - pytam, doganiając dziewczynę.
-Ava.
-Iiiiii? - domagam się dokładki.
-Córka Hefajstosa.
-Miło mi cię poznać - patrzy na mnie kątem oka, a jej oczy błyszczą dziwnym blaskiem. A może mi się tylko zdaje?
<Ava?>